W momencie, kiedy rodzic dowiaduje się o chorobie dziecka (nie mam tu na
myśli grypy.. anginy itp.) która oznacza lata walki o jego życie i
zdrowie następuje wyparcie. Rodzic nie przyjmuje tego do siebie,
wyrzucając złe myśli ze swojej głowy. To nie trwa długo, przychodzi czas
na oswojenie się z tą myślą, zdrowy rozsądek nie pozwala na tak
bajeczne myślenie, z czasem rodzic zaczyna dostrzegać to co najgorsze,
przerażające, prawdziwe i zaczyna zdawać sobie sprawę z
niepełnosprawności swojego dziecka.
Rodzic zadaje sobie wtedy pytanie "dlaczego", "co złego zrobiłam, że moje dziecko jest chore". takich pytań nie ma końca.
Po jakimś czasie po oswojeniu się z myślą, że moje dziecko jest
chore, pojawia się wola walki. Zaczyna się poszukiwanie pomocy,
specjalistów, odpowiedniego leczenia, rehabilitacji, szuka się
odpowiedzi na pytania.
NADZIEJA to hasło, które od tego momentu przyświeca rodzinie,
wierzą, że jak zaczną leczyć, rehabilitować, usprawniać swoje ukochane
dziecko stanie się cud.
Tu pojawiają się schody, skąd wziąć pieniądze na rewalidację, gdy
trzeba zrezygnować z pracy, bo dziecko wymaga całodobowej opieki a
państwo kapnie parę groszy i nie zapewnia opieki specjalistów i
odpowiedniej rehabilitacji. Instytucje państwowe , bezpłatnie
rewalidujące to zazwyczaj zwykłe przechowalnie, które burzą ciężką
pracę włożoną przez chore dzieci, rodziców i rehabilitantów za grube
pieniące ( godzina terapii to koszt 60-120 zł, wizyta lekarska 80-200
zł, turnusy stacjonarne 5ciodniowe ok. 2500 zł a wyjazdowe 6000-8000 zł, plus leczenie)
Co w takiej sytuacji robi rodzic? Prosi, błaga, poniża się i
żebrze o każdy grosz, no bo przecież zdrowie dziecka jest najważniejsze.
Zwiększając tym samym grono ludzi, którym jest za coś wdzięczny i
którym prawdopodobnie nie będzie mógł w odpowiedni sposób tej
wdzięczności okazać.
Pozostaje jedynie modlitwa za nich i o ich zdrowie.
Tak mijają lata, nie zdajecie sobie sprawy jak trudno jest
uśmiechać się pomimo zmęczenia, obaw i lęków. A my rodzice chorych
dzieci uśmiechamy się, walczymy nadal.
Nie zapominajcie, że my jesteśmy ludźmi takimi jak Wy, jak każdy dorosły chcemy odpocząć, pogadać o niczym, pięknie wyglądać, czytać, tańczyć.. MY CHCEMY CZUĆ, ŻE ŻYJEMY, SMAKOWAĆ ŻYCIE tak jak Wy rodzice zdrowych dzieci.
Niestety my rodzice dzieci chorych, żyjemy w ciągłym stresie, chronicznym zmęczeniu psychicznym i fizycznym.
Ja mam to szczęście, że nie muszę dźwigać mojego syna, tylko
czasami np. przy obcinaniu paznokci, goleniu włosów (brrr... niedługo
pojawi się zarost.. co to będzie?), bądź wizyt w laboratorium muszę go
przytrzymać i się z nim siłować.
W kiepskiej kondycji za to jest moja psychika (choć jestem
twardzielką) dużym obciążeniem dla mnie jest samotne rodzicielstwo,
obciążone trudnym dzieckiem. Jednoosobowa odpowiedzialność za rozwój
pociech a szczególnie to niepełnosprawne, samodzielne podejmowanie
ważnych dla ich przyszłości decyzji to dla mojej psychiki ista męka.
Przeraża mnie moje uwięzienie w czterech ścianach (choć nie raz słyszę "ale
ty masz dobrze.. nie musisz pracować") które na dłuższą metę jest nie
do wytrzymania i prowadzi do zdziwaczenia.. powoli zaczynam dostrzegać
co raz to więcej autystycznych cech w sobie.
Nie wyobrażacie sobie jak ciężko jest nie mieć na kogo zrzucić
odpowiedzialności i obowiązków, czy po prostu powiedzieć komuś - jestem
zmęczona, muszę odpocząć, ty teraz zajmij się dziećmi.
Niestety zauważyłam, że często tą osobą staje się Zuzia, to ona zajmuje się bratem w chwilach mojej niemocy, jest ścianą płaczu i oparciem. To jest przerażające.
Zuzi także Kacper nie daje spać
w nocy, ona ciągle musi dostosowywać się do potrzeb chorego brata, musi
pamiętać, by chować swoje cenne przedmioty, żeby jej ich nie popsuł. To
ona musi na każdym kroku mu ustępować, wybaczać itd.. Ona mimo iż jest
od niego trzy lata młodsza, od maleńkości musiała przyjąć rolę starszej
siostry.
Na szczęście mam wspaniałą rodzinę (naj..naj.. naj.. babcię,
rodziców, brata, siostrę, bratową i szwagra) zawsze kiedy tego
potrzebuję mogę zwrócić się do nich po pomoc.. nie dadzą nam umrzeć z
głodu. Naszym wsparciem są również terapeutki Kacpra, bliscy i dalsi
znajomi. Bez nich wszystkich nie dałabym rady. Dziękuję Wam wszystkim z
całego serca.. zawsze pamiętam o Was w modlitwie.
"Tatusiu" moich dzieci .. "tatusiu" zakichany - to są również twoje dzieci!!! szkoda słów!!!!
"Babciu" "Dziadku" - to są wasze wnuki!!!
Babciu droga, samym telefonem raz na ruski rok i kilkoma złotymi
zaspakajającymi twoje sumienie (po podzieleniu na dni wychodzi ok.
0.0007 zł) swojej babcinej roli w ich życiu nie odegrasz.
Żeby jeszcze te telefony były serdeczne i szczere. Dzwoniąc pytasz - czy
dzieci zdrowe.. na moją odpowiedź - nie, chore, ale to nie jest rozmowa
na telefon.. odpowiadasz - każdy ma jakiś krzyż..
Tak, zgadza się, każdy ma swój krzyż.... ale do cholery TO SĄ TWOJE...
WASZE WNUKI.. TO POWINIEN BYĆ TAKŻE WASZ KRZYŻ!!! To jest wasz ..
ojca.. babci.. dziadka egzamin z człowieczeństwa!!!!
Ja osobiście uważam, że to moje trudne rodzicielstwo, NIE JEST
KRZYŻEM, jest DAREM, które nauczyło mnie pokory, bezwarunkowej miłości,
cierpliwości, szacunku do drugiego człowieka i życia.
Zastanawialiście się czasem co czują porzucone przez was dzieci.. chory
Kacper, który potrzebuje więcej miłości i Zuzia, zdrowa, bardzo świadoma
dziewczynka. Poniekąd przejęła za was odpowiedzialność za Kacpra..
Zuzia często mówi.. - mamo.. uczę się dobrze.. pójdę na studia.. będę miała dobrą pracę.. będę dużo zarabiać.. zbuduję dom i nie martw się będziecie z Kacperkiem mieli w nim swoje pokoje..
Piękne.. powiedziałby ktoś z boku.. ale poza pięknem jest w tym też
brzemię odpowiedzialności noszące przez tą 11-letnią dziewczynkę. To
zbyt duży ciężar.
Kacper.. nie wiem w jakim miejscu bym była i jakie było by życie
bez niego... może spokojniejsze.. ale na pewno płytsze.. nawet nie
zdajcie sobie sprawy jak wielka jest miłość takiego dziecka.. jaka
ogromna jest wola życia.. jak piękny i szczery jest jego uśmiech. Nie ma
w nim kłamstwa, krętactwa i złośliwości. On nie musi mówić a i tak wiem
jak bardzo mnie kocha.
Bardzo proszę wszystkich, którzy przeczytają te wypociny i
którzy złorzeczą, rzucają obelgi w stronę rodziców dzieci
niepełnosprawnych. Spójrzcie na nasz problem naszymi oczami.. mając
zdrowe dziecko.. nie musicie martwić się o każdy kolejny dzień.. nie
musicie obawiać się o jego przyszłość jak Was zabraknie. Zdrowe dziecko
bez waszej pomocy sobie jakoś (lepiej lub gorzej) poradzi. A nasze chore
pozostanie zdane na łaskę instytucji (za grube pieniądze), w których faszeruje się niepełnosprawnych lekami, by nie zawadzali i nie stwarzali problemu.
Nie chodzi nam również o litość i współczucie. Popatrzcie czasem na nas z
życzliwością, nie oceniajcie nas jako nierobów i patologie.
Zrozumcie, że nasz zły dzień, jest złym dniem a nie wstaniem z łóżka lewą nogą.
Może nasze dziecko nie spało kolejną noc.. może cierpi a my nie możemy
mu pomóc.. może potrzebujemy oddechu a doskonale zdajemy sobie sprawę z
tego, że nie odetchniemy.
Czasami wystarczy tylko życzliwy uśmiech, trochę zrozumienia i empatii.
Pamiętajcie .. każdy kiedyś może stać się niepełnosprawnym!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz